Co się stanie z projektem “Zatrzymaj aborcję”?
Prawo i Sprawiedliwość zaszachowało środowiska pro-life w sprawie zmiany prawa dotyczącego aborcji. W partii dominuje zasada nienaruszania tzw. kompromisu aborcyjnego wypracowanego w latach 90. I nie pomogą tu deklaracje niektórych polityków obozu rządzącego, że są za jak najszybszym przyjęciem obywatelskiego projektu “Zatrzymaj aborcję”. Inicjatywę po raz kolejny czeka parlamentarna stagnacja.
Obywatelski projekt “Zatrzymaj aborcję“, zakładający usunięcie tzw. przesłanki eugenicznej z ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, został 16 kwietnia skierowany do dalszych prac w Sejmie. Będzie on procedowany na połączonym posiedzeniu komisji zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny.
Projekt poddano najpierw głosowaniu o odrzucenie w pierwszym czytaniu, czyli bez kierowania go do dalszych prac w komisji. Wniosek ten został odrzucony stosunkiem 254 przeciw, 187 za i przy 10 głosach wstrzymujących się. Następnie odbyło się głosowanie w sprawie skierowania projektu do dalszych prac w komisji. Opowiedziało się za tym 375 posłów, przeciw było 68, a siedmiu się wstrzymało.
Konfederacja chciała przystąpienia Sejmu natychmiast do drugiego czytania, ale wynik głosowania kierujący projekt “Zatrzymaj aborcję” do komisji oznaczał, że ten wniosek został odrzucony.
Projekt będzie rozpatrywany na połączonym posiedzeniu komisji zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny. Na razie jednak nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Warto się zatem zastanowić, jakie będą dalsze losy obywatelskiej inicjatywy, która po raz kolejny trafiła pod obrady Sejmu.
PiS, zgodnie z zasadą respektowania projektów obywatelskich, które ze względu na poparcie wyborców zasługują na dalsze omawianie w parlamencie, zagłosowało za tym, by m.in. “Zatrzymaj aborcję” trafił do sejmowych komisji. Tam powinna się odbyć nad nim dyskusja, wsparta konsultacjami oraz przedstawieniem eksperckich opinii.
Nic jednak na razie nie wskazuje, by tak miało się stać. Dlaczego?
Za skierowaniem projektu ustawy „Zatrzymaj aborcję” od razu do drugiego czytania głosowało jedynie 52 posłów z Prawa i Sprawiedliwości. Ten wynik jest o tyle istotny, iż stanowi swego rodzaju barometr wewnętrznych oczekiwań i nastrojów w obozie Zjednoczonej Prawicy, którą tworzą trzy partie: PiS, Solidarna Polska i Porozumienie.
Po głosowaniu europosłanka PiS (ale z ramienia Solidarnej Polski) Beata Kempa zaznaczyła na Twitterze, że wszyscy jej partyjni koledzy zagłosowali za natychmiastowym przejściem do prac nad projektem w komisjach sejmowych.
Również minister środowiska Michał Woś, uważany za jednego z politycznych wychowanków lidera Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, w rozmowie z KAI – ale zaznaczając, że wypowiada się za swoją partię – podkreślił: “my, głosując za drugim czytaniem, pokazaliśmy, że jesteśmy za jak najszybszym jego przyjęciem. Pokładamy dużo nadziei w tym, że nasi przyjaciele ze Zjednoczonej Prawicy także szybko i sprawnie przeprowadzą konieczne prace w komisji”.
Deklaracjom polityków Solidarnej Polski nie można odmówić autentyczności, trzeba jednak pamiętać, że takie postulaty zbiegają się z coraz śmielszymi próbami wychodzenia poza zwykłą logikę wewnętrznej frakcji ku budowaniu prawdziwej niezależności politycznej tego ugrupowania tak, aby w stosownym momencie (przegrupowania czysto politycznego lub zmiany pokoleniowej) stać się realną siłą gotową do przejęcia władzy. Na razie ta niezależność od PiS jest fikcyjna.
Aborcja jest zatem dla polityków Solidarnej Polski jednym z tematów dogodnych do deklarowania niezależności i wyrazistości. Jest im w tych deklaracjach oczywiście bardzo blisko do Konfederacji, ale z czysto koniunkturalnych względów na razie między tymi dwoma ugrupowaniami nie ma porozumienia.
Trzon obozu władzy, czyli Prawo i Sprawiedliwość, reprezentuje – szczególnie wśród najstarszych stażem i najbliższych Jarosławowi Kaczyńskiemu członków – linię nienaruszania status quo. I to było widać w ubiegły czwartek na sali plenarnej Sejmu.
Gdy spojrzeć na listę polityków głosujących za bezzwłocznym dalszym procedowaniem “Zatrzymaj aborcję”, to rzeczywiście zabrakło na niej tak Jarosława Kaczyńskiego, jak i jego najbliższych współpracowników, m.in. Ryszarda Terleckiego, Mariusza Błaszczaka, Mariusza Kamińskiego czy Adama Lipińskiego.
Za głosowali głównie wspomniani już politycy Solidarnej Polski oraz ci w PiS znani od dawna z poglądów pro-life, jak Bartłomiej Wróblewski i Piotr Uściński (autorzy ponowionego wniosku nt. aborcji eugenicznej do Trybunału Konstytucyjnego), Anna Siarkowska, Jan Dziedziczak czy Dominika Chorosińska.
Prezes PiS od początku lat 90., gdy została uchwalona ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, deklarował się jako zwolennik tzw. kompromisu aborcyjnego. Osadzony jest on na zasadzie generalnego prawnego zakazu przerywania ciąży w naszym kraju, przy jednoczesnym wskazaniu trzech wyjątków (przesłanek), które dopuszczają aborcję. Jednym z nich jest tzw. przesłanka eugeniczna, którego usunięcie zapisano w obywatelskim projekcie “Zatrzymaj aborcję”.
Zdaniem polityków PiS, zdefiniowanego w powyższy sposób kompromisu aborcyjnego nie powinno się naruszać. W ich mniemaniu dość dobrze godzi on (lub raczej: do niedawna godził) różne nastroje społeczne – zadowalając osoby o poglądach konserwatywnych i liberalnych – a co za tym idzie, stanowił gwarancję niewzbudzania niepokojów, które mogłyby zostać wykorzystanie na niwie czysto politycznej.
Dominujący kurs w sprawie aborcji określili wspólnie Jarosław Kaczyński i śp. Lech Kaczyński. Ten ostatni za czasów swojej prezydentury w 2007 r. wyraźnie podkreślił: “Uważam, że osiągnięty 15 czy 14 lat temu kompromis jest kompromisem, którego nie wolno naruszać. Powtarzam – nie wolno naruszać”. Słowa te padły w kontekście dramatycznych wydarzeń w Sejmie. Posłowie odrzucili wtedy, również głosami posłów prawicy, projekt zmiany konstytucji autorstwa LPR, który zakładał zapisanie w ustawie zasadniczej prawnej ochrony życia “od momentu poczęcia do naturalnej śmierci”. Wówczas Marek Jurek na znak protestu wystąpił z PiS, rezygnując również z funkcji marszałka Sejmu.
PiS od kilku lat podtrzymuje “teorię wahadła”. Polega ono na twierdzeniu, że radykalne rozwiązania prawne – a za takie jest w partii uważany projekt “Zatrzymaj aborcję” – doprowadzą do przesunięcia politycznych decyzji w sprawie aborcji w biegunowo przeciwstawną skrajność, czyli po ewentualnym zwycięstwie obecna opozycja wprowadzi aborcję na życzenie.
Niestety, ów pogląd nie przystaje do politycznej rzeczywistości Polski ostatnich lat, która mocno zmieniła się w stosunku do pierwszej dekady po 1989 r. Polityczną dojrzałość osiągnęły bowiem nowe pokolenia Polaków i nowe ugrupowania, wspierane zapleczem intelektualno-analitycznym oraz medialnym. Ich celem jest rozbicie wspomnianego status quo.
Z jednej, prawicowej strony, można mówić o Fundacji Życie i Rodzina Kai Godek, związanej wcześniej z Fundacją Pro-prawo do życia Mariusza Dzierżawskiego oraz Instytucie na rzecz Kultury Prawnej “Ordo Iuris”, Solidarnej Polsce i wreszcie Konfederacji, mającej ambicje zagarnięcia elektoratu na prawo od PiS.
Z drugiej, lewicowej strony, mowa jest o młodych partiach Wiosna i Razem, “Krytyce Politycznej”, środowiskach feministycznych (Ogólnopolski Strajk Kobiet) oraz aktywistach na rzecz osób LGBT. Konstelacja ta zjednoczyła się podczas tzw. czarnych marszów przeciwko zmianom w przepisach dotyczących aborcji.
Obydwa te konglomeraty znacznie rozhuśtały w ostatnich latach polityczną łódź, na której pokolenie `89 zdawało się spokojnie żeglować. Jest kwestią czasu, kiedy “teoria wahadła” zostanie naruszona. Pytanie, w którym kierunku i z jakimi politycznymi konsekwencjami na dalsze lata.
PiS chce zachować ustawowy status quo dzięki umiejętnemu rozgrywaniu kwestii wniosku o stwierdzenie niekonstytucyjności przesłanki eugenicznej, złożonego w Trybunale Konstytucyjnym, a projektem “Zatrzymaj aborcję” w Sejmie. O co chodzi? Obydwie inicjatywy zostały złożone w poprzedniej kadencji Sejmu, z tą różnicą, że po upływie czteroletniej kadencji parlamentu wniosek w TK musiał być złożony ponownie a projekt obywatelski w Sejmie, ze względu na zasadę dyskontynuacji, jedynie przeleżał u marszałka Sejmu po tym, jak nie doczekał się procedowania w specjalnie powołanej podkomisji.
Krytycy postępowania PiS uważają, że ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego ma teraz usprawiedliwienie: nie zacznie pracy nad projektem w Sejmie zanim swojego orzeczenia nie wyda Trybunał. I jest to mocny argument, gdyż opiera się na założeniu, że wyrok TK jest stabilniejszy (nie podlega zakwestionowaniu), zaś nowelizację ustawy z 1993 r. można przecież ponownie zmienić, jeśli do władzy dojdzie lewica.
PiS tym sposobem zaszachował środowiska pro-life, które na chwilę obecną nie mają politycznego ruchu. Muszą biernie czekać na to, czy PiS zechce się pochylić nad “Zatrzymaj aborcję” w Sejmie lub czy cokolwiek orzeknie Trybunał Konstytucyjny pod wodzą zaprzyjaźnionej z prezesem PiS Julii Przyłębskiej.
Warto na koniec w tej układance wspomnieć osobę urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy, który kilkakrotnie zadeklarował, że jeśli na jego biurko trafi znowelizowana pod kątem postulatu “Zatrzymaj aborcję” ustawa, to on ją podpisze. Wydaje się to jednak być deklaracją tyle oczekiwaną, co bezpieczną, gdyż prezydent wie, że przy obecnym kształcie sceny politycznej taka ustawa długo na jego biurko nie trafi.